WIZYTA U DENTYSTY CZYLI DUŻO LEKARZY I MAŁO LEKÓW
Kubańska opieka zdrowotna jest zarówno błyskotliwa jak i mizerna. Z jednej strony duża liczba dobrze wykształconych lekarzy, z drugiej strony brak elementarnych leków i sprzętu medycznego.
Nagły przypadek
Jest późny wieczór i zarysy zabudowań w centrum miasta zamazują się w bladym świetle rzadko funkcjonujących latarni ulicznych. Słychać muzykę rozbrzmiewającą przez otwarte okna, gdzieniegdzie połyskują wesoło kolorowe kule dyskotekowe uwieszone na sufitach pokoi gościnnych. To czas zabawy. Temperatura powietrza nadal jest wysoka, jednak lekki podmuch wiatru od strony morza przynosi miłe ochłodzenie. Cieszę się już na myśl o o lodowatej Cuba Libre na moim balkonie.
Miksując w kuchni składniki drinka słyszę nerwowe pukanie do drzwi. Marisol, niska, przysadzista trzydziestolatka o długich, kruczoczarnych włosach zwiniętych dzisiaj w niedbałego koka, stoi przede mną ze skrzywioną miną. Strasznie dokucza jej ząb i ból zrobił się na tyle nie do wytrzymania, że potrzebuje natychmiastowej pomocy dentysty.
Jest już prawie północ. Marisol nie chce jednak czekać do rana. Ból zęba to nagły wypadek, więc decyduję się, by towarzyszyć cierpiącej do następnej polikliniki.
Kto jest ostatni?
W poliklinice wbrew oczekiwaniom nie jesteśmy same. W poczekalni zajęte są niemal wszystkie krzesła. Wydaje się, że cała dzielnica walczy tej nocy z problemami jamy ustnej. Nie ma okienka, w którym można by zarejestrować swoje przybycie.
Marisol pyta więc jak nakazuje kubańska tradycja, kto jest ostatni – el útimo? Starszy pan w tradycyjnej koszuli guayabera kiwa głową na znak że to on. Potem wskazuje palcem na innego mężczyznę siedzącego na niebieskim, plastikowym krześle w innej części poczekalni. Ten pacjent w aktualnej kolejce jest przedostatni. Warto zapamiętać obu panów. Podczas długich godzin oczekiwania kolejka może wielokrotnie zmienić swoje struktury. Oczekujący przychodzą i wychodzą, wracają lub nie, zaklepują też miejsca dla znajomych. Każdy we własnym zakresie jest odpowiedzialny za pilnowanie swojej kolejności w kolejce.
Do poczekalni wchodzi następna osoba, kobieta cała w religijnej bieli. Także ona pyta, kto jest ostatni. Marisol wskazuje na siebie i na pana w guayaberze. Dobra organizacja to połowa sukcesu. Druga połowa to cierpliwość. Boli czy nie nie, trzeba czekać. Wreszcie młody, ciemnoskóry lekarz zaprasza Marisol do gabinetu. Tyle tylko że kiedy ona później stamtąd wychodzi, nie widzę wyrazu ulgi na jej twarzy. Ząb został porządnie przewiercony i założono prowizoryczny opatrunek. Materiału na plombę jest jednak brak, podobnie jak leków przeciwbólowych. Kubańska opieka zdrowotna ma już niestety za sobą czasy swojej świetności. Lekarz daje jej adres innej polikliniki. Pracuje tam jego kolega po fachu, który ma w tej chwili lepszy dostęp do środków medycznych.
Kubańska opieka zdrowotna
W taki sposób można rozpoznać zarówno błyskotliwość jak i mizerność kubańskiego systemu opieki zdrowotnej. Z jednej strony duża liczba dobrze wykształconych lekarzy, z drugiej strony brak elementarnych leków i sprzętu medycznego. Na 10 tysięcy mieszkańców przypada tutaj 67 lekarzy, to najwyższy wskaźnik na świecie. Z tego jednak 40% lekarzy pracuje za granicą.
Zdrowie na Kubie stało się lukratywnym modelem biznesowym, a usługi medyczne głównym produktem eksportowym znacznie wyprzedzającym eksport cukru czy tytoniu. Sukcesy kubańskiej „armii w białych fartuchach” nadal przedstawiane są jako gest międzynarodowej solidarności szczególnie w czasach humanitarnych katastrof. W rzeczywistości wpływy dewizowe z usług medycznych budują obok usług turystycznych podstawę kubańskiej gospodarki.
Z tego też powodu płatne kliniki dla obcokrajowców są doskonale wyposażone i nie brakuje tutaj przyjezdnych z Ameryki Łacińskiej i z Europy, którzy przylatują na Kubę, by poddać się leczeniu przez kubańskich ekspertów. W tym samym czasie bezpłatna opieka medyczna dla miejscowych funkcjonuje w miarę dobrze tylko na poziomie podstawowym, przykładem mogą być tu ogólnodostępne szczepienia dla dzieci czy prewencja nowotworowa.
Rząd kubański przekazuje na publiczną służbę zdrowia 12% swojego PKB, jednak szczególnie teraz w obliczu poważnego kryzysu gospodarczego wydatki te nie wystarczają na zakup wysoko rozwiniętych technologii. Kubańskie lekarstwa są w większości eksportowane za granicę, a na wyspie rozwinął się czarny rynek leków płatnych w dewizach.
To paradoks i brak szacunku dla ludu, szepcze mi w uchu Marisol, kiedy opuszczamy mury polikliniki. Oczywiście nie jest zadowolona z obrotu sprawy. Bezpłatna kubańska opieka zdrowotna po raz kolejny ją rozczarowała. Ząb nadal boli i tylko suty napiwek dla dentysty zaowocował nadzieją, że być może następnego dnia w innym gabinecie uda jej się rozwiązać problem.
Podobny artykuł w temacie kubańska opieka zdrowotna znajdziesz pod tytułem Pani Doktor.